Wkurzyłam się dziś trochę. Na Chiny i na wyszukiwarkę. Bo po pierwsze, oni nic sobie nie robią z naszego prostestu. Dalej wywożą odTybetu co się da, a rozmowy chińsko-tybetańskie stanęły w miejscu. Ale jakby tego było mało, nie widzę w szukajce naszego bloga. Wczoraj jeszcze chyba był.
Znalazłam w sieci jakiś artykuł:
W 2006 roku udokumentowano liczne zatrzymania i wyroki (np. 10 lat więzienia za prowadzenie notatek o historii i geografii Tybetu) związane z działalnością polityczną, którą władze uznają za „zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa" (w znowelizowanym kodeksie postępowania karnego określeniem tym zastąpiono „działalność kontrrewolucyjną"), nawet jeśli ma charakter całkowicie pokojowy. Tortury są nadal codziennością więzień, aresztów śledczych i komisariatów Tybetu. Bicie, rażenie i gwałty elektrycznymi pałkami, krępowanie, skuwanie, zawieszanie za wykręcone kończyny, pozbawianie snu, głodzenie, szczucie psami, zamykanie w karcerach, wystawianie na ekstremalne temperatury, zmuszanie do wycieńczających ćwiczeń powodują poważne urazy fizyczne i psychiczne oraz zgony. Niemal wszyscy zatrzymani są maltretowani czy to przez funkcjonariuszy Biura Bezpieczeństwa Publicznego i Ludowej Policji Zbrojnej, czy to przez strażników - najczęściej przez jednych i drugich.
Bydlęta, a nie ludzie. Jak tak można? Czy naprawdę nie ma bata na to co się tam dzieje? Możemy sobie krzyczeć "ręceprecz odTybetu" do usranej śmierci, a w Chinach nawet nikt o tym się nie dowie, bo przecież mają cenzurę na Necie. Idę do fryzjerki.