• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

ręceprecz odTybetu

Ceramika, porcelana, wszelkiej maści dekoracje dla duszy i ciała. Zagadnienia z zakresu wyposażenia wnętrz i nie tylko. Blog o życiu.

Strony

  • Strona główna
  • E-mail marketing w Sieci
  • Księga gości

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 01 02

Archiwum

  • Kwiecień 2010
  • Marzec 2010
  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Sierpień 2009
  • Lipiec 2009
  • Czerwiec 2009
  • Maj 2009
  • Kwiecień 2009
  • Marzec 2009
  • Luty 2009
  • Styczeń 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008

Archiwum lipiec 2009

Znajomość bez przeszłości

Bliski znajomy przedstawił nam swoją przyszłą żonę. Poznali się kilka tygodni temu, data ślubu już ustalona i to jeszcze w tym roku. Dziwnie? Trochę tak. Bardziej dziwnie my się czujemy w jej towarzystwie, bo choć to bardzo fajna osóbka, to jednak bez wspólnej przeszłości. Nasza paczka zna się od ponad dziesięciu lat, mamy praktycznie trzy małżeństwa i wszystkie „fajne” wspomnienia krążą wokół tych ludzi. Nagle wchodzi ktoś „obcy”, kogo nie ma na zdjęciach, ani nie wybucha śmiechem w tych samych momentach. Aż głupio rzucić tekstem „a pamiętacie jak...” w jej towarzystwie. Na razie musimy się lepiej poznać i oswoić. Nie da się nadrobić tego czasu. Może to i lepiej, bo nie zawsze było różowo, jak to w życiu. Ale jest dziwnie.

Z innej beki.

Dlaczego Kominek jest taki znany? Z którym diabłem trzeba zawrzeć pakt, aby mieć lekkie pióro i przyciągający czytelników styl? Podziwiam goscia, tym bardziej, że znam go jeszcze sprzed wejścia blogów do naszego kraju. Tak, były takie czasy, dawno temu, gdy blogi nie istniały;) Jest sławny, bo jest czytany, a jest czytany, bo... no właśnie. Nawet gazety się z nim liczą, co jest nawet dość zabawne. A może on po prostu ma COŚ do powiedzenia.

31 lipca 2009   Komentarze (1)
przyjaźń   wspomnienia   kominek   stare czasy  

Muzeum Afryki II

Zrobiło wrażenie. Sam budynek jest ogromny. Można przejść dookoła, po drodze zwiedzając różne sale. Nie zobaczyliśmy wszystkich sal i eksponatów, a i tak zajęło nam to półtorej godziny. Na początku dowiedzieliśmy się, że muzeum zostało założone przez Leopolda Drugiego (jak wszystko chyba w Belgii – duch wielkiego Leo jest obecny wszędzie), który chciał „przybliżyć kulturę Afryki Belgom”. Kiedy nastąpiło wielkie otwarcie wtedy jeszcze wystawy, w pobliskim parku zbudowano prawdziwą wioskę sprowadzoną z Kenii. Tak dla rozrywki. Przez lata zwożono eksponaty, w tym 44-metrowe kanoe, słonia, żyrafę i dwóch czarnoskórych celem wypchania. Słoń i żyrafa stoją nadal na ekspozycji.

Im dalej brniemy, tym uważniej słucham, co młoda przewodniczka ma do powiedzenia. Mówi słabym angielskim, z lokalnym akcentem, a więc nie wymaga skupienia. Mimo to słucham uważniej. Po maskach, strojach i „prymitywnych” instrumentach wchodzimy do sali, która traktuje o Belgach w Afryce. Pani przewodnik zaczyna mgliście pływać o cywilizowaniu prymitywnych ludów, niesieniu pomocy, uczeniu handlu i zaprowadzaniu pokoju między plemionami. Są zdjęcia i wycinki z gazet. W następnej sali znajdują się nazwiska poległych Belgów w walce o wolność i niepodległość. Już mamy ruszać dalej, gdy pada pytanie, z KIM walczyli ci polegli?

Tak, czasy kolonialne nie są czymś, czym można się chwalić i reklamować. Problem jednak w tym, aby nie szukać winnego między sobą, wszak to nie nasze pokolenie, lecz rzetelnie przedstawić FAKTY. Te fakty, które były skrzętnie ukrywane podczas naszego zwiedzania muzeum. Chwilami czułem się, jakbyśmy zaraz mieli wejść do mauzoleum Leo by oddać mu cześć jako lojalni towarzysze i wdzięczni poddani. W miejscu, gdzie znajduje się ośrodek Europy, nowoczesnej demokracji i zjednoczonych mniejszości, panuje niesamowita propaganda. My, jako przypadkowi turyści wiedzieliśmy więcej na temat niechlubnej historii Belgów, niż oni sami. Po wyjściu z kłopotliwej historii, pokazano nam remontowane wejście i nowe sale, które niedługo mają być udostępnione. A poza tym, w całym muzeum znajduje się tylko 1% eksponatów, które zgromadził Leopold II. Reszta spoczywa w magazynach. Po zatoczeniu prostokątnego koła, weszliśmy z powrotem na bankiet, gdzie podano dobre wino i szampana w dużych ilościach oraz bardzo dobre przekąski.

To był odpowiedni moment, aby wysłuchać komentarzy. Na pewno Muzeum wymaga reformy i zmian na szeroką skalę. W tej chwili wycieczki szkolne idą inną trasą, gdzie nie ma słowa o kolonializmie, działalności naukowców takich jak Henry Morton Stanley . Od tej wizyty jeszcze uważniej spoglądam na mieszkańców Belgii.

22 lipca 2009   Dodaj komentarz
muzeum afryki   eksponaty  

Muzeum Afryki

Niespodziewanie otrzymaliśmy zaproszenie na zamknięty bankiet i zwiedzanie muzeum.

Moje wątpliwości rozwiewa znajomy – nie obowiązują stroje oficjalne, a przewodników będzie kilku, w kilku językach. Pogoda, jak na zamówienie, przyjemny, ciepły i bezwietrzny wieczór. Po dwudziestu minutach jazdy samochodem dojeżdżamy do parkingu w malowniczej miejscowości Tervuren. Przed maską samochodu wyrasta ogromny park. Dyskretnie zerkam na zegarek. Jesteśmy już spóźnieni, ale podobno tutaj nie przywiązuje się aż takiej wagi do punktualności. Podobno.

Idziemy szeroką alejką w kierunku starego, ale pięknego budynku. Okazuje się, że to nie muzeum, tylko jakiś pałac. Musimy przejść jeszcze kawałek, chociaż jest tak uroczo, że chciałbym się tu zatrzymać.

Na miejscu, w głównym hallu, gwarno jak w ulu. Odżywa polskie patrzenie na świat – stereotypowe obrazy postaci – artysta, malarz, burmistrz, naukowiec. Wszystko to widzę przed sobą, wymieniam uprzejmości z jakimś panem w garniturze, który wygląda co najmniej na radnego lub polityka. Wygłosił później płomienną przemowę. Zanim jednak do tego doszło, kelner poczęstował nas wodą i przekąskami.

Wciąż chłonę ludzi, kolory i różnorodność języków. Słyszę, jak francuski ginie pod naporem głośnej Hiszpanki, choć za mną stoi dwóch Niemców rozmawiających przez chwilę w swym ojczystym języku. Kiedy przyłącza się do nich kolejny rozmówca, płynnie przechodzą na angielski. Rozmawiają o polityce Węgier, bo on jest węgierskim dyplomatą. Robi na mnie wrażenie, ponieważ wygląda na grubo po siedemdziesiątce, a wciąż jest aktywnym zawodowo dyplomatą.

Dwie godziny później wymieniliśmy zdania na temat sytuacji politycznej w Polsce. W pewnym momencie gwar cichnie, słychać stukanie w mikrofon i ktoś zajmuje głos. Niestety po francusku. Znajomy szeptem wyjaśnia, że przedstawiciel muzeum wita vipów i prosi o krótką mowę. Przemówienia trwają długo, ponieważ radni i jacyś przedstawiciele mówią dwa lub trzy razy to samo. W różnych językach... cdn

20 lipca 2009   Dodaj komentarz
bruksela   muzeum afryki   leopold ii  

Urlop cz.1

O mały włos spóźnilibyśmy się na samolot. Tym bardziej, że odprawa trwała całe wieki, a ludzi wcale nie ubywało. Minuty mijały, a ja nerwowo spoglądałem na zawracanych ludzi. Miałem rację – kobieca torebka JEST liczona jako bagaż podręczny, a każdy pasażer może mieć tylko jedną sztukę przy sobie. Musiałem zabrać ze sobą laptopa i chyba on skomplikował nam nieco możliwości bagażowe, bo uparłem się (na laptopa) aby schować torebkę żony do walizki podręcznej.

Dzięki temu przeszliśmy sprawnie chociaż na dziesięć minut przed planowanym lotem. Sam lot był nadzwyczaj spokojny, a lądowanie na lotnisku w Charleroi bardzo delikatne. Ciężkie chmury i pojedyncze kropelki deszczu powitały nas na parkingu, gdzie miał na nas czekać samochód. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że nie mam nic ciepłego oprócz lekkiej bluzy do ubrania. Po kilku minutach podjechał samochód i ruszyliśmy w kierunku Brukseli. Jazda autostradą w godzinach porannego szczytu zajęła nam półtorej godziny. Już w drodze zobaczyłem kilka ciekawych samochodów, w tym lotusa, ferrari, audi R8, kilka BMW M5 i ładnego jaguara. Na zachodzie ludzie poruszają się znacznie młodszymi samochodami, a w miastach tak bogatych jak Bruksela (gdzie mieszka wiele rodzin dyplomatów i europosłów) zdarzają się naprawdę ciekawe perełki. Na placu … powitało nas słońce i wspaniała kawa za jedyne 2 euro. Dopiero wtedy odzyskałem pewność, że to będzie udany wyjazd.

06 lipca 2009   Komentarze (1)
turystyka   urlop   bruksela  
Jestdobrze | Blogi