Urlop cz.1
O mały włos spóźnilibyśmy się na samolot. Tym bardziej, że odprawa trwała całe wieki, a ludzi wcale nie ubywało. Minuty mijały, a ja nerwowo spoglądałem na zawracanych ludzi. Miałem rację – kobieca torebka JEST liczona jako bagaż podręczny, a każdy pasażer może mieć tylko jedną sztukę przy sobie. Musiałem zabrać ze sobą laptopa i chyba on skomplikował nam nieco możliwości bagażowe, bo uparłem się (na laptopa) aby schować torebkę żony do walizki podręcznej.
Dzięki temu przeszliśmy sprawnie chociaż na dziesięć minut przed planowanym lotem. Sam lot był nadzwyczaj spokojny, a lądowanie na lotnisku w Charleroi bardzo delikatne. Ciężkie chmury i pojedyncze kropelki deszczu powitały nas na parkingu, gdzie miał na nas czekać samochód. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że nie mam nic ciepłego oprócz lekkiej bluzy do ubrania. Po kilku minutach podjechał samochód i ruszyliśmy w kierunku Brukseli. Jazda autostradą w godzinach porannego szczytu zajęła nam półtorej godziny. Już w drodze zobaczyłem kilka ciekawych samochodów, w tym lotusa, ferrari, audi R8, kilka BMW M5 i ładnego jaguara. Na zachodzie ludzie poruszają się znacznie młodszymi samochodami, a w miastach tak bogatych jak Bruksela (gdzie mieszka wiele rodzin dyplomatów i europosłów) zdarzają się naprawdę ciekawe perełki. Na placu … powitało nas słońce i wspaniała kawa za jedyne 2 euro. Dopiero wtedy odzyskałem pewność, że to będzie udany wyjazd.