Sen - ważna rzecz
Nie jest dobrze, gdy w środku tygodnia na dwie godziny przed końcem dniówki walczę ze snem. Dzieje się tak za każdym razem, gdy śpię dłużej niż do piątej rano. Kiedy wstaję tak wcześnie, dzień mija mi bez większych problemów i zasypiam snem kamiennym dopiero około 23. Dziś niestety znowu w środku nocy przestawiłem budzik o czterdzieści minut i efekt jest taki, że chodzę niemal jak zombie. Gdyby ktoś dziesięć lat temu powiedział mi, że wstawanie o świcie będzie mi służyć, zabiłbym śmiechem. Życie jest nieprzewidywalne.
Ze dwa lata temu miałem duże problemy ze snem. Po wielu próbach doszedłem w końcu do kilku ciekawych wniosków. Zastrzegam jednak, że odnoszą się one do mojego organizmu i nie miałem okazji z nikim ich konfrontować. Przede wszystkim długość snu.
Nie wiedziałem dlaczego w niedzielę, śpiąc 10-12 albo i więcej godzin jestem bardziej śpiący niż w środku tygodnia. Tymczasem moja długość snu musi składać się z 90-minutowych odcinków. Czyli śpiąc 6 godzin (90x4) wstaję wyspany o wiele bardziej niż po śnie 8 godzinnym. Czy zgodnie z tą logiką mogę spać 9 godzin (90x6)? I tak, i nie. Przy tak długim leżakowaniu bolą mnie plecy, a sny są wysoce wariackie. Po drugie, pojawia się drugi ważny czynnik – godzina wstawania.
Największą aktywność w ciągu dnia uzyskuję, gdy wstaję między 4:20 a 5 rano. Wiem, że to nienormalne, ale polecam sprawdzić, może ktoś ma podobnie. Wcześniej wstawałem o 9, 10, 7.30, jeżdżąc do szkoły musiałem wstawać o 6, czasem o 4, ale każde przebudzenie wiązało się z katorgą. Wstając o 4:30 katorga trwa bardzo krótko i po kilku minutach już czuję się zadziwiająco dobrze. Jestem aktywny do 22 (nierzadko zawodowo) i między 22:30 a 23:30 staram się (już spać) zasnąć. W niedzielę również wstaję o 5, jednak w ten dzień pozwalam sobie na lenistwo między 7:30 a 9. Nie wiem na ile wpływ ma nastawienie do życia. Rano wstaję z chęcią do pracy i sam się staram nakręcić, że przede mną kolejny fascynujący dzień.
Dodaj komentarz