Moje (?) życie
Wielkimi krokami nadchodzi weekend. Jeszcze kilka godzin i rozpocznie się najlepsza część tygodnia. Budzik nastawiony na ósmą rano, szybkie śniadanie i....na sklepy! Pojedziemy do centrum handlowego, gdzie można wszystko kupić. Można wjechać do środka samochodem, przejść do windy, poczekać chwilę i już jesteśmy między setką sklepów. Jeśli ktoś nie lubi windy, może skorzystać z ruchomych schodów, które są dostępne na każdym poziomie. Jeśli zmęczą nas zakupy, możemy iść na kawę lub do kina; wszystko mieści się w potężnym budynku w centrum miasta. Po południu wrócimy do domu, wjedziemy do garażu i w kapciach przejdziemy na kanapę. W końcu po ciężkim dniu należy odpocząć.
Od dwóch lat nie widzę sensu w kupowaniu ciepłej odzieży. Puchowe kurtki wiszą w szafie bezużyteczne, gdyż kiedyś służyły podczas wyjazdów w góry, a dziś praca pochłania każdą chwilę. Z ogrzewanego garażu wyruszam samochodem z klimą do pracy, w której mam parking pod samymi drzwiami. Z samochodu wychodzę na stacji benzynowej, średnio raz w tygodniu, i czasem wpadam do centrum handlowego po pieczywo i jogurty. Właściwie to nie wiem, jak wyglądała zima. W pracy mam zasłonięte żaluzje, a w domu jestem zawsze po zmroku lub przed świtem. Okazjonalnie robię większe zakupy, jak trzeba kupić jakieś prezenty, ale to zwykle zamawiam w Internecie. Wygodniej i szybciej. Dbam o regularne dwa posiłki dziennie, dostęp do gniazdka z prądem i wifi, podlewam kwiatki i karmię kota, ale to ostatnie robię odruchowo. Nie odliczam dni, nie zaznaczam niczego w kalendarzu. Zasypiam kładąc się do łóżka, wstaję równo z budzikiem i dzień spędzam w pracy. Staram się nie myśleć, bo coś tu chyba nieteges....
Dodaj komentarz